Mistrzostwa Europy Adana 2009

Sensacja w Adanie Polska reprezentacja o krok od medalu.

Polska jedzie na Mistrzostwa Świata!!!.


          Początek października to zazwyczaj czas na rozpoczęcie kolejnego sezonu
Polskiej Ligi Koszykówki na wózkach. Tym razem było inaczej ...    Co prawda ten czas
był mocno związany z koszykówką na wózkach, ale w europejskim wydaniu na najwyższym światowym poziomie. W dniach 05-16 października odbyły się Mistrzostwa Europy w koszykówce na wózkach. Gospodarzem tych najważniejszych na naszym kontynencie zawodów była Turcja (Adana).

 

 

 

Nasza drużyna nie była zaliczana do faworytów tych Mistrzostw. Przypomnę, że w ostatnich trzech europejskich czempionatach zajmowaliśmy za każdym razem 9 miejsce, utrzymując się w europejskiej elicie. Do pierwszej ósemki zawsze jednak czegoś nam brakowało. Tym razem miało być inaczej.                                               

        Reprezentacja Polski pod wodzą nowego, grającego trenera - Piotra Łuszyńskiego miała za zadanie przełamać fatum 9 miejsca i po raz pierwszy wejść do czołowej ósemki. Umiarkowany optymizm spotęgował fakt wygranego turnieju w czeskim Brnie na 3 tygodnie przed rozpoczęciem mistrzostw, w którym w finale pokonaliśmy utytułowaną ekipę Włoch. Zwycięstwo to zdecydowanie poprawiło humory i sprawiło, że morale drużyny było naprawdę wysokie, a wola walki na mistrzostwach aż emanowała z naszych reprezentantów. W mistrzostwach tradycyjnie startowało 12 najlepszych europejskich ekip. Drużyny te podzielone były na dwie grupy:
Grupa A                                Grupa B
1. W.Brytania                        1. Niemcy
2. Szwecja                            2. Izrael
3. Francja                             3. Hiszpania
4. Turcja                               4. Włochy
5.Polska                               5. Holandia
6. Szwajcaria                       6. Belgia
 
 
           W grupach grano systemem „każdy z każdym", po czym pierwsza czwórka awansowała do ćwierćfinałów, a dwie ostatnie ekipy z każdej grupy grały o utrzymanie w europejskiej elicie. Już przed mistrzostwami wydawało się, że grupa w której rywalizowali nasi koszykarze była jednak bardziej wymagająca, co zresztą potwierdziło się w trakcie turnieju.

            W pierwszym spotkaniu przyszło nam się zmierzyć z głównym faworytem Mistrzostw Europy - aktualnym wicemistrzem i brązowym medalistą Igrzysk w Pekinie - Wielką Brytanią. Rywal jak na pierwsze, inaugurujące spotkanie najtrudniejszy z możliwych. W sumie niewielkie obciążenie psychiczne spowodowało, że Brytyjczycy musieli się sporo namęczyć, zwłaszcza w pierwszej połowie meczu. W połowie II kwarty doprowadziliśmy do remisu 21:21. Od tego jednak momentu w naszej drużynie coś się zacięło, stało się to po trzecim faulu Mateusza Filipskiego , naszego czołowego zawodnika, który w tej sytuacji opuścił boisko. Pierwsza połowa zakończyła się
prowadzeniem naszych rywali 35:24. Trener zdecydował się na zmiany i na boisku mogli
zaprezentować się nasi rezerwowi. W tym momencie jasnym stało się, że mecz zakończy się wysokim zwycięstwem rywali. Końcowy wynik 44:79. W naszej drużynie ciężko kogokolwiek wyróżnić. Czołowi zawodnicy zagrali jednak trochę poniżej oczekiwań, ale najważniejsze było to, że zagrali wszyscy, nikt nie był za bardzo eksploatowany, a to w tak długim turnieju nie  było bez znaczenia.

 
        Następnego dnia naszym rywalem był aktualny mistrz Europy - Szwecja. W pierwszych dwóch meczach przyszło nam się zatem zmierzyć z mistrzem i wicemistrzem Europy, co obrazuje jak ciężką przeprawę mieliśmy już na samym starcie mistrzostw. Potyczka ze Szwedami miała zupełnie inny przebieg niż mecz z Wielką Brytanią. Bardzo dobre rozpracowanie rywali przez trenera Łuszyńskiego, spowodowało, że od pierwszej minuty meczu szwedzcy koszykarze nie byli w stanie grać swojej gry. Nasza ekipa wykorzystywała fakt wielu niecelnych rzutów rywala i wyprowadzała szybkie kontry, które skutecznie kończył Mateusz Filipski. Szybka i skuteczna
gra naszej ekipy połączona z bezradnością mistrzów Europy spowodowała, że nasza drużyna wyszła na bezpieczną przewagę 10 punktów, a następnie konsekwentnie ją powiększała. Wynik I kwarty był niemal sensacyjny: 23:8 dla Polaków. Szwedzi wyglądali jak zamroczony bokser po nokdaunie. Nie mieli żadnej skutecznej broni na rozpędzonych Polaków. W II kwarcie wciąż graliśmy swoją koszykówkę, a rywale cały czas nie mogli nic poradzić na świetnie grających Polaków. Do przerwy wynik był niemal miażdżący 41:20. Zgromadzeni na hali oficjele przecierali oczy ze zdumienia. Druga połowa nie przyniosła już żadnych zmian. Nasi zawodnicy konsekwentnie kontrolowali przebieg meczu i cały czas powiększali przewagę, która w pewnym momencie wynosiła nawet 27 punktów. Zrezygnowani rywale nie podjęli już walki. Końcowy wynik to 73:51 dla naszej ekipy. W polskiej drużynie prym wiedli nasi liderzy: Piotr Łuszyński,
Mateusz Filipski oraz Marcin Balcerowski. Pozostali nasi zawodnicy również rozgrywali
znakomitą partię: bezbłędny w rzutach dwu-punktowych Jan Cyrul, czy skuteczni w obronie Marcin Wróbel i Andrzej Macek. Taki rezultat wzbudził respekt wśród naszych rywali, od tego momentu już wszystkie ekipy wiedziały, że z Polską trzeba się liczyć.  

 

             Kolejnym naszym rywalem była drużyna Francji. Wiedzieliśmy, że czeka nas bardzo ciężki mecz, gdyż reprezentacja trójkolorowych to bardzo niewygodny rywal. Dodatkowo był to dla nich bardz o ważny mecz, gdyż ewentualna porażka stawiała ich w dosyć trudnej sytuacji. Zgodnie z przewidywaniami od pierwszego gwizdka sędziów gra była bardzo wyrównana. Prowadzenie zmieniało się wielokrotnie, często na tablicy wyników widniał też remis. Przed ostatnią częścią gry przegrywaliśmy 41:46. Wspaniały zryw naszej drużyny  na początku IV kwarty spowodował, że na kolejno zdobyte 13 punktów, Francuzi nie znaleźli odpowiedzi i to my na 6 minut przed końcem mogliśmy cieszyć się z prowadzenia 54:46.  Było to nasze najwyższe prowadzenie w tym meczu. Przez kolejne 3 minuty nasi rywali tylko nieznacznie odrobili starty i na 3 minuty przed końcem wygrywaliśmy 5 punktami. Niestety, chwila dekoncentracji naszej ekipy oraz świetna gra rozgrywającego reprezentacji Francji - Sofyane'a Mehiaoui, spowodowała, że nasza przewaga zmalała na 90 sekund  przed końcem meczu do zaledwie l punktu. I w tym właśnie momencie miała miejsce akcja, która zadecydowała o losach spotkania. Na minutę przed końcem przy naszym prowadzeniu jednym punktem nie trafiliśmy z kontry jadąc sam na sam z koszem. Francuzi zabrali piłkę i przeprowadzili skuteczną akcję zakoń¬czoną zdobytym koszem. Dodatkowo Mehiaoui był  faulowany, co skutecznie wykorzystał zwiększając w ten sposób przewagę Francji do 2 punktów.  Na około 20 sekund przed końcem to w naszych rękach były losy tego spotkania, gdyż mogliśmy przeprowadzić ostatnią akcję meczu. Po wziętym czasie nasza drużyna rozpoczynała
 ze środka boiska. Niestety, nie dane nam było jednak oddać ostami rzutu na wycięstwo
bądź też na dogrywkę, gdyż chwila nieuwagi Mateusza Filipskiego spowodowała, że niezwykle  szybki rozgrywający Mehiaoui przechwycił piłkę i samotną kontrą ustalił wynik tego dramatycznego  spotkania na 65:61 dla ekipy Francji, zostając tym samym bohaterem Francuzów. Nie mogliśmy  przeboleć tej porażki, gdyż zwycięstwo było tak blisko.


 

 

           

                 Mateusz Filipski czołowy center polskiego zespołu.

 

Czwartym naszym rywalem była teoretycznie najsłabsza w naszej grupie - Szwajcaria. Przed tym meczem liczyło się w zasadzie tylko zwycięstwo, a jeszcze lepiej - zwycięstwo jak najmniejszym kosztem sił. Zdawaliśmy sobie sprawę, że następnego dnia czeka nas być może najważniejszy mecz mistrzostw - z gospodarzami Turcją. Końcowy wynik to 64:56 dla Polski. Planowane zwycięstwo, aczkolwiek odniesione nie bez kłopotów. Na szczęście w odpowiednim momencie doświadczenie naszych zawodników wzięło górę i ostatnie minuty tego spotkania mogliśmy śledzić już w spokoju.


       Tego samego dnia doszło do kolejnej niespodzianki mistrzostw: Turcja pokonała Szwecję, stawiając mistrzów Europy w bardzo trudnej sytuacji, gdyż aby myśleć o awansie do ćwierćfinału musieli oni ostatniego dnia fazy zasadniczej pokonać Anglików, którzy z kolei dosyć niespodziewanie musieli uznać wyższość Francji. Sytuacja w naszej grupie była zatem dosyć skomplikowana.

Przed ostatnią kolejką trzy drużyny miały bilans meczów 2-2 (Szwecja, Turcja i Polska) i jeszcze wszystko było możliwe. Dla nas oczywiście najważniejszy był mecz z gospodarzami -Turcją. Zdawaliśmy sobie sprawę, że przyjdzie nam się zmierzyć nie tylko z rywalami na boisku, ale także z fanatycznie dopingującą swoich koszykarzy - prawie 2 tysięczną publicznością. W naszej drużynie już przed meczem humory dopisywały, gdyż w meczu poprzedzającym naszą potyczkę Wielka Brytania pokonała Szwecję co jednocześnie dawało nam awans do ćwierćfinałów. Okazało się zatem, że mecz z Turcją będzie potyczką o trzecie miejsce w grupie, gdyż Turcy podobnie jak my mieli w tym momencie zapewniony awans do najlepszej ósemki. Wielką sensacją było za to 5 miejsce Szwedów, którzy mogli już tylko walczyć o utrzymanie w grupie A mistrzostw Europy. Mecz z Turcją nie miał zatem aż tak wielkiego ciężaru gatunkowego, aczkolwiek obie ekipy bardzo chciały zwyciężyć, gdyż historia naszych potyczek z Turcją sprawia, że są one szczególne i nikt nie odpuszcza.
Ostatecznie zwyciężyliśmy 63:52, co dało nam 3 miejsce w niezwykle silnej grupie A.
Awans do najlepszej ósemki stał się zatem faktem.

Jednakże gdy opadła euforia spowodowana tym właśnie wydarzeniem zaczęliśmy już poważnie myśleć o ćwierćfinałowym rywalu.Sytuacja w drugiej grupie tak się zagmatwała, że praktycznie do ostatniego spotkania ważyły się losy poszczególnych zespołów. Po dosyć nieoczekiwanych wynikach, zwłaszcza w dwóch ostatnich dniach fazy grupowej okazało się, że drugie miejsce w grupie B zajęła całkowicie niespodziewanie reprezentacja Hiszpanii i to ona stanęła nam na drodze do wymarzonego półfinału.
Mecz ćwierćfinałowy był dla nas niesamowitym wydarzeniem. To niewątpliwie najważniejszy mecz reprezentacji Polski w całej historii jej startów. Stawką był awans do strefy medalowej, ale przede wszystkim awans do przyszłorocznych mistrzostw świata.
Pierwsza kwarta zakończyła się jedno-punktowym prowadzeniem rywali. W drugiej części meczu żadna z drużyn nie mogła zyskać znaczącej przewagi. Walka toczyła się kosz za kosz, na tablicy wyników bardzo często widniał remis, a prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. W połowie tego spotkania prowadziliśmy nieznacznie 35:32 i sprawa zwycięstwa była jeszcze otwarta.
W naszej drużynie świetną partię rozgrywał Piotr Łuszyński, który w III kwarcie zdobył 13 pkt, a po tej części gry miał już na swoim koncie 28 pkt. W ostatniej części meczu nasi niezwykle skoncentrowani zawodnicy nie dali sobie już wydrzeć zwycięstwa, przez całą kwartę kontrolowali wynik ostatecznie zwyciężając: 83:68!
Po końcowej syrenie, radości i śpiewom nie było końca.

Największy jak do tej pory sukces polskiej koszykówki na wózkach stał się faktem: byliśmy w półfinale mistrzostw Europy jedziemy na Mistrzostwa Świata do Birmingham!
Po powrocie do hotelu okazało się, że następnego dnia o finał Mistrzostw Europy zagramy z dobrze nam znaną reprezentacją Włoch, która niespodziewanie pokonała zwycięzców naszej grupy - Francuzów.
W pozostałych ćwierćfinałach Wielka Brytania zgodnie z oczekiwaniami pokonała Niemców, a gospodarze Turcy sprawili nie lada sensację wygrywając z jedyną niepokonaną do tej pory ekipą na tych Mistrzostwach  Izraelem. Tym samym w półfinałach mieliśmy aż trzy ekipy z naszej grupy co tylko potwierdziło w jak silnym towarzystwie przyszło nam rywalizować.
Mecz półfinałowy nie był wielkim widowiskiem. Obie ekipy sprawiały wrażenie zaskoczonych, że przyszło im się zmierzyć o taką stawkę. Nasi koszykarze mieli w głowach jeszcze niedawną, zwycięską potyczkę z Włochami podczas turnieju w Czechach zdaje się, że ten fakt troszkę ich uśpił.
Ostatecznie ulegliśmy Włochom 44:57 i to zawodnicy z Półwyspu Apenińskiego mogli się cieszyć z awansu do Wielkiego Finału.

Nam na pocieszenie pozostała gra o brązowe medale. Niestety swój najsłabszy mecz na tych Mistrzostwach rozegraliśmy właśnie w półfinale. Mieliśmy nadzieje, że ten kryzys, który przy tak długich turniejach prawie zawsze w którymś momencie przychodzi, tym razem nas ominie. Niestety dopadł i naszą ekipę.
Porażka w półfinale bardzo zabolała nasz zespół. W dość brutalny sposób przyszło nam zejść na ziemię. Niemniej jednak pozostawał do rozegrania jeszcze jeden mecz - o brązowy medal, który przed tymi mistrzostwami był dla nas marzeniem.
Okazało się, że Mistrzostwa w Adanie otworzyliśmy i zakończymy meczem z Wielką Brytanią. Jednakże tym razem stawka była zdecydowanie wyższa. Dla Brytyjczyków mecz o 3 miejsce był niczym porażka, dla nas wielką nagrodą za wspaniały turniej. Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy faworytami tego spotkania, pamiętaliśmy o klęsce jakiej doznaliśmy na inaugurację tych mistrzostw,       jednakże nie zamierzaliśmy się tamtym  meczem   przejmować.

                                                                                                                                                                                           Niestety ogromne     doświadczenie     Brytyjczyków, a także coraz większe zmęczenie naszych graczy spowodowały, że w ostatnich minutach nie byliśmy w stanie przechylić szali zwycięstwa na naszą korzyść i to Wielka Brytania cieszyła się z brązowego medalu wygrywając 73:65. Zostaliśmy tym samym czwartą ekipą Europy. Sukces bez precedensu. W finale faworytem meczu byli gospodarze - Turcja, ale nie udźwignęli oni presji wyniku i dosyć gładko przegrali mecz o złoto z Włochami. Tym samym po dwóch latach przerwy całkowicie niespodziewanie to Włosi wrócili na europejski tron.

Podczas ceremonii zakończenia mistrzostw, która odbyła się wieczorem w hotelu dowiedzieliśmy się, że dwóch naszych koszykarzy zostało wybranych do najlepszej piątki całego turnieju. Nagrody indywidualne otrzymali: Piotr Łuszyński oraz Marcin Balcerowski, co jest wielkim osiągnięciem i docenieniem klasy naszych zawodników. Polska reprezentacja została zauważona, gratulacje zbieraliśmy praktycznie ze wszystkich stron.
Występ reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy należy zatem ocenić jako bardzo dobry. Chyba niewielu liczyło na tak znakomity wynik. Celem był awans do czołowej ósemki, nieśmiało mówiło się o walce o piątą lokatę dającą awans na mistrzostwa świata. Tymczasem wynik przerósł nasze oczekiwania i przy odrobinie większej koncentracji i szczęściu mogliśmy pokusić się o półfinałowe zwycięstwo z Włochami, bo zdecydowanie uważam, że jest to rywal w naszym zasięgu. A wtedy gralibyśmy finał z Turcją, którą już pokonaliśmy wcześniej na tych Mistrzostwach. Aż boję się myśleć co mogło by być.


Mistrzostwa te przyniosły wiele zaskakujących wyników, ranking europejskich drużyn przewrócił się do góry nogami, bo gdy spojrzymy na to, jakie miejsca zajmowały ekipy z czołówki w dotychczasowym rankingu (Włochy - 7 miejsce, Turcja - 8 miejsce, Polska - 9 miejsce) wyraźnie widać, że był to turniej niespodzianek.
Czy zatem IV miejsce to szczyt naszych możliwości i zarazem sukces, którym będziemy żyli przez następne kilka miesięcy a nawet lat? Osobiście uważam, że nie. Potencjał naszej drużyny jest naprawdę duży i tak naprawdę jeszcze wiele jest to zrobienia. Znając ambicje trenera Łuszyńskiego jestem o tym przekonany, że zdaje on sobie z tego doskonale sprawę.
Cel jaki postawił przed sobą trener Łuszyński to awans do Igrzysk Paraolimpijskich w Londynie w 2012 roku i jeżeli po niespełna pół roku pracy z tą ekipą doprowadził naszą reprezentację do IV miejsca w Europie, to przy dalszym konsekwentnym prowadzeniu tej grupy zawodników i pracy z nimi na wielu płaszczyznach treningu sportowego, jestem niemalże przekonany, że za dwa lata będziemy cieszyć się z pierwszego w historii polskiej koszykówki na wózkach awansu na Igrzyska Paraolimpijskie.

 

           

 

Nasza ekipa na Mistrzostwach Europy w Adanie:
Kierownik drużyny - Robert Kamiński
Trener - Piotr Łuszyński
Asystent trenera - Wit Jędrzejewski
Fizjoterapeuta - Maciej Biały
Mechanik -Mirosław Filipski
Sędzia - Adam Fronczak
Zawodnicy:
Marcin Balcerowski - RSC Rollis Zwickau (Niemcy)
Krzysztof Bandura - Dream Team Taranto (Włochy)
Jan Cyrul - „Start" Rzeszów
Mateusz Filipiki - RSC Rollis Zwickau (Niemcy)
Tomasz Garstka - „Start" Rzeszów
Sławomir Gorzkowicz - „Start" Rzeszów
Andrzej Macek - „Start" Wrocław
Piotr Łuszyński - RSC Rollis Zwickau (Niemcy)
Piotr Pawełko - „Start" Rzeszów
Krzysztof Pietrzyk - GSD Porto Torres (Włochy)
Robert Wiśnik - ŁTRSN Łódź
Marcin Wróbel - IKS Chorzów

 

  

Mecz o 3 miejsce
Polska - Wielka Brytania
65:73 (12:14; 21:23; 18:17; 14:19)
Balcerowski 14, Filipski 13, Cyrul 12, Łuszyński 12, Wróbel 4, Pawełko 6, Garstka 4


Finał
Włochy-Turcja 64:52


NAJLEPSZY STRZELEC MISTRZOSTW:
Ozgur Gurbulak (Turcja) - 220 pkt.

 

DRUŻYNA GWIAZD TURNIEJU :

Marcin Balcerowski (Polska) - 1.0 pkt. Tanguy Six (Belgia) - l .0 pkt. Jon Pollock (Wlk. Brytania)
- 2.5 pkt Ozgur Gurbulak (Turcja) - 4.0 pkt. Piotr Łuszyński (Polska) - 4.5 pkt.

KOLEJNOŚĆ MISTRZOSTW EUROPY :
1. Włochy awans do Mistrzostw Świata - Birmingham 2010
2. Turcja awans do Mistrzostw Świata - Birmingham 2010
3. Wielka Brytania gospodarz Mistrzostw Świata - Birmingham 2010
4. Polska awans do Mistrzostw Świata -Birmingham 2010
5. Francja awans do Mistrzostw Świata - Birmingham 2010
                                                                                                 Robert Kamiński